Rozdział dwunasty

Kto zapłaci rachunek i odejdzie, dostanie kulkę w plecy.

– A. Lipnicka & J. Porter „Bones of love”

Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się uważnie dookoła w obawie, że ktoś może akurat tędy przechodzić. Zamknęłam drzwi na klucz, który wcisnęłam na samo dno kieszeni dżinsów i ruszyłam przed siebie spokojnym, choć nieco sztywnym krokiem.

Minęły dwa długie, żmudne tygodnie odkąd wykonałam swoje pierwsze zadanie. Trup nie ścielił się gęsto, ale i tak z dumą oświadczyłam Hidanowi, że nie jestem taka słaba, za jaką mnie początkowo uważał. Pogratulował mi, jednak na jego twarzy malowało się zakłopotanie, które widoczne było poprzez pojawienie się małej zmarszczki między brawiami. Posłany ku Deidarze szeroki i pełen zawiści uśmiech również przedstawił po krótce całą sytuację, bez użycia jakichkolwiek słów. Mimo to, jego reakcja była zupełnie inna niż się spodziewałam. Wyglądał on bowiem na bardzo zadowolonego z takiego obrotu spraw.

Lider ze stoickim spokojem wysłuchał dokładnej relacji z najnowszych wydarzeń, nie wyrażając przy tym żadnych oznak zainteresowania. Byłam pewna, że jego postawa ściśle związana była z faktem, że takich historii wysłuchał w swoim życiu już naprawdę dużo i nie wydarzyło się nic, czym mogłabym go zaskoczyć.

Nie miał jednak pojęcia, że zataiłam całą moją rozmowę z Satsugo w opuszczonym pokoju, w którym to kilka chwil później moja kula przebiła na wylot jego klatkę piersiową. Nie pisnęłam słowem o jego zleceniodawcy, jak również o tym, że zamierzałam go znaleźć i rozstrzelać, tak samo jak wszystkich, którzy staną mi na drodze, by osiągnąć ten cel.

Po wypiciu czarki gorącej, ziołowej herbaty, która rzekomo miała wzmagać senność (a przynajmniej tak napisane było na opakowaniu), poszłam do siebie, wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka, otulając szczelnie kołdrą po samą brodę. Dopiero wtedy rozpłakałam się jak dziecko.

Za dnia uśmiechałam się i chodziłam z dumnie uniesioną głową starając się nie dać po sobie poznać, że żelazna obręcz poczucia winy, która coraz bardziej zaciskała się na moim żołądku w jakikolwiek sposób mi przeszkadza. Mało tego, udawałam, że w ogóle nie istnieje. Rozmawiałam swobodnie, wykonywałam swoje obowiązki jako mieszkaniec i użytkownik willi, czasem śmiałam się razem z Hidanem siedząc w jego pokoju i pijąc piwo.

W nocy natomiast płakałam, sama nie umiejąc nazwać konkretnego powodu, przez który to robiłam. Czułam się po prostu źle i to w zupełności wystarczyło, by moczyć łzami poduszkę przez najbliższe cztery doby. Nie oszukiwałam się, że pozbawienie kogoś życia będzie proste, łatwe, że zrobię to bez mrugnięcia okiem, a potem wrócę do siedziby i wszystko będzie tak, jak dawniej. Bałam się siebie, swoich uczuć, tego, czy będę w stanie znów to zrobić, a może tego, że za parę lat mogę być dokładnie taka jak Hidan. Zabijać bez skrupułów, śmiejąc się przy tym w twarz moim ofiarom, potem wracać do swojego pokoju i ćpać bez opamiętania, byle tylko nie pamiętać ich wykrzywionych strachem i bólem twarzy.

Szłam korytarzem przed siebie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak wielkie ryzyko podejmuję i jak może się skończyć ten wyskok. Nie mogłam jednak wciąż siedzieć bezczynnie w miejscu, katować się myślami i popadać w nałóg. Jedynym sposobem, by uwolnić umysł i na dłuższy czas zając go czymś innym było działanie.

Konkretne, mające przybliżyć mnie do osoby, która pragnęła śmierci mojej siostry, a także do Madary Uchiha, który, jeśli moja teoria była prawdziwa, nadal aktywnie uczestniczył w przestępczym świecie. W końcu po tym, jak wyrzucono go z jego własnego ugrupowania, raczej nie odszedłby ze spuszczoną głową i nie dał tak po prostu za wygraną. Gdyby udało mi się go zlokalizować miałabym szansę dowiedzieć się czegoś więcej o przestępczej działalności mojego ojca. W końcu bez wątpienia był on związany z Akatsuki, w przeciwnym razie nie poznałabym Sasoriego jako mała dziewczynka i nie traktowała go jak członka rodziny. Istniał jednak jeden zasadniczy problem, którego dotychczas nie udało mi się rozwiązać. Mianowicie, dotrzeć do poprzedniego przywódcy mogłam jedynie poprzez pana Itachiego, który z pewnością znał go osobiście. Rzecz w tym, że osoba, która wymordowała z zimną krwią całą swoją rodzinę nie sprawiała wrażenia chętnej do pomocy, a na dodatek wciąż mi się wymykała. Abstrahując już nawet od tego, że zwyczajnie się go bałam.

Stanęłam przed drzwiami pokoju Zetsu i ponownie rozejrzałam się dookoła, cały czas nie mogąc pozbyć się wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Widziałam jak kilka chwil wcześniej chłopak wyjechał poza teren willi, a zważywszy na fakt, że nie należal do osób specjalnie towarzyskich, nikomu raczej nie przyszłoby do głowy, by sprawdzić, czy ktoś nie włamuje sie do jego pokoju.

Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka szybko zatrzaskując za sobą drzwi, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że było to zdecydowanie zbyt proste. Ktoś, kto miał w pokoju własną stację szpiegowską raczej nie zostawiałby wszystkiego na pastwę losu.

Choć możliwe, że zwyczajnie nie spodziewał się włamania nikogo z wewnątrz.

Nie zapalając światła podeszłam do miejsca, gdzie znajdował się komputer i uruchomiłam go, w duchu modląc się, by nie było tu zmontowanych żadnych kamer. A przynajmniej nie takich, które rejestrują obraz w półmroku.

System operacyjny komputera Zetsu różnił się znacznie od tego, który znałam, co było dla mnie niemałym problemem. Nie to jednak stanowiło największą przeszkodę. Komputer co prawda nie miał hasła, jednak posiadał czytnik linii papilarnych.

Westchnęłam i opadłam z rezygnacją na oparcie fotela, które odgięło się do tyłu z cichym zgrzytem. Tego rodzaju zabezpieczenie mogłam ominąć jedynie odcinając Zetsu palec i posługując się nim, by potwierdzić tożsamość, albo będąc wybitnym informatykiem, który potrafi ominąc tego typu zabezpieczenia. Istniała także opcja, że nie jest to jedyny sposób ochrony danych przed obcymi. Każdy plik mógł być zapezpieczony hasłem, a odgadnięcie go graniczyło z cudem. Zetsu był przecież nienormalny, hasłem mogłoby być dosłownie wszystko.

Wyłączyłam komputer i wysunęłam półkę z klawiaturą, mając złudną nadzieję, że może natknę się na jakąkolwiek wskazówkę odnośnie dostania się do komputera. Gdyby udało mi się ją znaleźć, zapisaną na małej, samoprzylepnej karteczce, oznaczałoby to, że Zetsu tak naprawdę był kompletnym kretynem. Wyglądał co prawda na wariata, ale nie na idiotę, dlatego, tak, jak sądziłam, poza klawiaturą, masą okruszków i tumanów kurzu nie znalazłam kompletnie nic przydatnego.

Schyliłam się i otworzyłam boczną szafkę wmontowaną w biurko, jednak znajdowało się tam jedynie kilka ryz papieru, połamany długopis i zmięta ulotka reklamowa. Zamknęłam drzwiczki i już chciałam otworzyć sąsiednią szafkę, jednak powstrzymało mnie coś opartego o ścianę, co zobaczyłam kątem oka.

Uklękłam na brudnej wykładzinie, odsuwając fotel za siebie i sięgnęłam po kartonowe pudełko wystające zza biurka. Nie było wielkie, rozmiarami przypominało duże pudełko po butach, jednak jego waga wskazywała na to, że w środku coś się znajdowało. W przeciwieństwie do wszystkiego wokół, nie było ono też zakurzone, co świadczyło o tym, że ktoś musiał je niedawno otwierać. Uchyliłam wieko i moim oczom ukazały się tekturowe teczki wypełnione papierami. Wyciągnęłam pierwszą z nich i otworzyłam.

Drgnęłam, gdy zobaczyłam akta Sasoriego z doczepionym jego zdjęciem. W półmroku panującym dookoła nie byłam w stanie się rozczytać, poza tym nie miałam na to czasu. Zetsu mógł wrócić w każdej chwili, a gdyby mnie nakrył, oznaczałoby to mój koniec.

Przerzuciłam kilka stron i zatrzymałam się na podobnie wydrukowanej kartce, tym razem ze zdjęciem pana Itachiego. Zacisnęłam zęby. Jeśli z tych dokumentów mogłam dowiedzieć się czegoś więcej o Akatsuki, potrzebowałam czasu, by je przestudiować. Dzięki temu mogłam dotrzeć do Madary i przy okazji dowiedzieć się, co łączy z nimi wszystkimi mojego ojca. Jedyne, co mnie zastanawiało i niepokoiło to fakt, że tak ważne dokumenty trzymane były w takim miejscu. Na miejscu Zetsu ukryłabym je w biurze Lidera, tam najpewniej nikt nie miał prawa wstępu bez jego wyraźnego polecenia. Wszędzie, byle nie w pudełku za biurkiem w otwartym pokoju.

Chyba, żeby Zetsu chciał, abym je znalazła.

Podskoczyłam, uderzając głową w blat biurka, gdy usłyszałam kroki na korytarzu i głos właściciela pomieszczenia, mówiącego do siebie z ogromną fascynacją, jakby opowiadał o czymś niezwykle ważnym. Niewiele myśląc, wyciągnęłam teczki i wpakowałam je sobie pod bluzkę, wciskając ją do spodni, a pudełko upychając z powrotem tam, gdzie stało. Musiałam błyskawicznie stąd wyjść, zanim chłopak mnie zobaczy, ale jedyną drogą ucieczki było…

Podbiegłam do okna, przytrzymując jedną ręką dokumenty, by ich nie zgubić. Otworzyłam je i weszłam na parapet. Pokój Zetsu znajdował się na pierwszym piętrze, co z mojego obecnego punktu widzenia wydawało się być ogromną wysokością. Zwłaszcza, kiedy musiałam z niej skakać.

Ostrożnie przeszłam na zewnętrzną część parapetu, z trudem łapiąc równowagę i z rozmachem zatrzaskując za sobą okno. Spojrzałam w dół na pożółkły trawnik i przełknęłam ślinę. Najwyżej znowu mogłam coś sobie złamać, tylko jak niby miałabym się z tego później wytłumaczyć?

Słysząc szczęk naciskanej klamki w pokoju, zeskoczyłam z parapetu. Nie dałam rady utrzymać równowagi na nogach, zachwiałam się przy zderzeniu z ziemią i upadłam na bok. Działając pod wpływem adrenaliny, nie czując w tamtej chwili żadnego bólu, błyskawicznie się podniosłam, poprawiając trzymane pod koszulką dokumenty i ruszyłam biegiem przed siebie, byle jak najszybciej zniknąć z pola widzenia Zetsu, który mógł właśnie przechodzić koło okna i mimochodem mnie zauważyć. Odetchnęłam dopiero, gdy ukryłam się za rogiem budynku.

Nie mogłam jednak wtedy wiedzieć, że doskonale widział mnie ktoś, kto opierając się o framugę okna swojego pokoju właśnie kończył palić papierosa i z szerokim uśmiechem zgasił go na parapecie.

***

Dokończyłam jeść własnoręcznie przyrządzone sushi i umyłam talerzyk, odkładając go do suszarki. W związku z tym, że Akatsuki tak naprawdę było przestępczą organizacją, nie mogli oni pozwolić sobie na zatrudnienie żadnej pomocy domowej. Dlatego też panowała tu ogólna zasada „używasz – sprzątasz”, co przynosiło całkiem zadowalające efekty.

Z tego, co zaobserwowałam podczas swojego pobytu w willi, jedynie Deidara miał problem z przystosowaniem się do tej reguły, co łatwo było wywnioskować po brudnych kubkach po kawie, które notorycznie zostawiał w zlewie i które później zmuszona byłam myć. Najchętniej wygarnęłabym mu co myślę o takim wysługiwaniu się moją niską pozycją w organizacji (w końcu kiedy coś szło źle, wina na pewno leżała po mojej stronie, jako najmłodszej, najgłupszej i najmniej doświadczonej), jednak bałam się jego reakcji. Sama myśl o tym, jak diametralnie zmieniłoby się spojrzenie jego jednego sprawnego oka przyprawiała mnie o dreszcze. Byłam u niego na przegranej pozycji, cieszyłam się więc, że przynajmniej nie próbował mnie dotychczas zabić.

Albo jeszcze mu się to nie udało.

Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na wznak na łóżku. Nie mogłam się doczekać, by przejrzeć teczki ukradzione Zetsu, jednak musiałam być cierpliwa. W środku dnia istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że ktoś zechce nagle czegoś ode mnie, co nie byłoby zbytnio wskazane jeśli potrzebowałam dłuższej chwili całkowitej prywatności. Teoretycznie mogłam się zamknąć w łazience i udawać, że biorę kąpiel, ale to nie byłoby żadnym wytłumaczeniem dla takiego Hidana, który stałby uparcie pod drzwiami czekając i bez przerwy pukając, chcąc zmusić mnie tym samym do przyjścia na trening.

Musiałam więc poczekać aż wszyscy pójdą spać.

Jeżeli to w ogóle możliwe, trenowałam jeszcze intensywniej niż przed wykonaniem zadania. Nauczyłam się całkiem dobrze celować nie tylko z broni palnej, ale też z łuku. O dziwo, o wiele gorzej szło mi strzelanie z pistoletu niż z karabinu, którym kiedyś Hidan pozwolił mi się pobawić. Dowiedziałam się, że specjalnością mojego albinoskiego trenera jest właśnie automatyczny karabin, który pozwala na wystrzeliwanie serii pocisków, dzięki czemu nie musi się on męczyć przy eliminowaniu większej grupy ludzi. Nie powiem, żeby mnie to nie przerażało, tak samo jak błysk w jego oku, gdy mówił o tym wszystkim. Mimo to, byłam pewna, że na dobrą sprawę potrafił się on posługiwać praktycznie wszystkim i gdyby zaistniała taka potrzeba, zabiłby kogoś nawet kawałkiem spróchniałej deski.

Od zawsze wydawało mi się to bardzo proste, pociągasz za spust i nie ma człowieka. To powinno być proste, przynajmniej wtedy, gdy nienawidzisz osoby stojącej wtedy przed tobą. Ale nie było. Wyrzuty sumienia po zabiciu mordercy mojej siostry ciągle dawały o sobie znać, choć zaczynałam odnosić wrażenie, że stają się one coraz mniej odczuwalne i miałam szczerą nadzieję, że z czasem kompletnie znikną.

Ciche, rytmiczne pukanie do drzwi sprawiło, że poderwałam się z łóżka i automatycznie poprawiłam włosy. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, lecz na widok osoby stojącej za nimi z grobową i wręcz śmiertelnie poważną miną, moje serce wywinęło koziołka, po czym zaczęło bić dwukrotnie szybciej.

– Zetsu! – powiedziałam nieco zbyt głośno, czując jak krew odpływa mi z twarzy. Musiał zauważyć zniknięcie teczek, zaraz wyciągnie nóż i mnie zasztyletuje…

Chłopak uśmiechnął się szeroko, złapał mnie za nadgarstek i wyciągnął na środek korytarza.

– Cieszę się, że cię zastałem, Hanabi. – nie przestawał głupio się szczerzyć. Tym razem miał na sobie zieloną koszulę, równie pogniecioną jak poprzednie. – Pamiętasz naszą umowę?

Przytaknęłam nerwowo, starając się unormować puls. Nic nie zauważył, nic mi nie grozi, powtarzałam sobie w myślach.

– Na pewno nie jesteś specjalnie zajęta, prawda? Obiecałaś, że wykonasz dla mnie jedno maleńkie zadanie. – zmarszczył groźnie brwi.

– Tak, oczywiście, nie ma problemu… – odpowiedziałam wyswobadzając nadgarstek z jego uścisku.

– Doskonale! – klasnął w dłonie. – Więc szybko się ubieraj, nie musi być wygodnie, ma być ładnie. Za dziesięć minut widzimy się na dole w garażu, jeśli się uwiniesz to wrócimy przed dziewiątą. – odwrócił się na pięcie i odszedł podrygując i nucąc pod nosem nieznaną mi piosenkę.

Błyskawicznie wpadłam do pokoju i zaczęłam przetrząsać szafę w poszukiwaniu ubrań, które mogłyby spełniać wymagania Zetsu. Miałam tylko spotkać się z kimś, kogo od dawna nastolatek śledzi na zlecenie pana Itachiego, porozmawiać z nim i odwrócić jego uwagę od tego, że jest obserwowany. Brzmiało dość prosto, miałam więc nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a moje umiejętności dyplomatyczne okażą się lepsze niż zawsze sądziłam.

***

Dojechaliśmy na miejsce małym, dwuosobowym samochodzikiem Zetsu. Zatrzymaliśmy się przed niewielką kawiarenką kiedy zaczynał zapadać zmrok. Ze środka tliło się przyjemne, ciepłe światło, po chodnikach chodziło całkiem sporo ludzi, co nieco mnie uspokoiło. Nie była to żadna melina, w której na każdym kroku mogłam oberwać w twarz od wytatuowanego, przypakowanego gościa.

– Wejdziesz tam – Zetsu wskazał na drzwi kawiarenki, z której właśnie wychodziła jakaś para obejmując się czule – Znajdziesz tam chłopaka mniej więcej w twoim wieku. Na pewno go rozpoznasz, ma dość charakterystyczny sposób bycia. Zarezerwowałem miejsce przy stoliku w rogu sali. Powiedziałem mu, że jesteś byłą znajomą ze szkoły Itachiego.

Spojrzałam na niego pytająco. Widząc mój wzrok uśmiechnął się delikatnie, by po chwili znów powrócić do neutralnego wyrazu twarzy.

– Porozmawiasz z nim trochę, poflirtujesz, żeby zdobyć jego zaufanie, wymyślisz jakieś miejsca, w których rzekomo mogłabyś spotykać się z Itachim za czasów szkolnych, takie pierdoły. Masz wzbudzić jego zaufanie i sprawić, by myślał, że jesteś po jego stronie. To nie powinno być dla ciebie trudne, fałszerstwo masz we krwi.

Już otwierałam usta, by zapytać go, co miał na myśli mówiąc ostatnie zdanie, ale nie dał mi dojść do słowa.

– No! Podsłuch masz dobrze ukryty, jest wysokiej jakości, więc nie będzie problemu z zarejestrowaniem waszej rozmowy. Będę w okolicy, jak skończysz, idź na najbliższy przystanek autobusowy i czekaj tam na mnie, aż cię zgarnę. Powodzenia, nie spierdol tego zadania, Hanabi.

Przytaknęłam nerwowo i ścisnęłam mocniej w dłoniach niewielką torebkę, w której schowałam telefon i portfel wypełniony banknotami, na wypadek, gdyby mój rozmówca okazał się nie być dżentelmenem.

Wysiadłam z samochodu, poprawiając zakolanówki i zakładając torebkę na ramię. Jak ja niby miałam flirtować z nieznajomym typem? Byłam wystarczająco zestresowana całą tą sytuacją, jak i tym, że podczas mojej nieobecności ktoś może znaleźć w moim pokoju akta Zetsu, że i bez nieudolnych prób zwrócenia na siebie jego uwagi groziło mi poniżenie. Postanowiłam więc stawiać na swobodną rozmowę i wypaść w miarę możliwości jak najbardziej naturalnie.

– Jeszcze jedno – zagadnęłam Zetsu, który z wielkim skupieniem wpatrywał się w ulicę przed sobą. – Jak on się nazywa? Powinnam wiedzieć, żeby było wiarygodnie…

Nastolatek spojrzał na mnie i uśmiechnął się z politowaniem, uruchamiając silnik.

– Sasuke Uchiha.

***

Na sztywnych nogach weszłam do lokalu i rozejrzałam się po sali. W duchu modliłam się, by serwowali tu zwykłą zimną wodę, bo moje gardło zaczynało przypominać pustynię, jak zwykle, kiedy się denerwowałam.

Sala nie była duża, małe okrągłe stoliczki nakryte czerwonymi obrusami tworzyły przyjemny klimat w połączeniu z subtelnym światłem sączącym się spod kremowych żyrandoli. W powietrzu unosił się delikatny zapach palonej kawy i cynamonu. Rozejrzałam się dookoła, lustrując wzrokiem wszystkich obecnych w kawiarence, szukając kogoś, kto najbardziej odpowiadałby rysopisowi, który podał mi Zetsu. Na szczęście nie było tłumów, więc o pomyłce nie było mowy.

Dostrzegłam Sasuke w rogu sali, siedzącego przodem do mnie, mieszającego słomką lód w szklance z wodą mineralną i plasterkami cytryny. Gdy tylko mnie zobaczył, skinął nieznacznie dłonią, zapraszając mnie do siebie. Jego twarz nie wyrażała absolutnie żadnych emocji, złości, zaskoczenia, ulgi, kompletnie nic. Tak, jakby tego młodego człowieka nic nie było już w stanie w życiu zaskoczyć.

Usiadłam naprzeciwko chłopaka, odwieszając torebkę na oparcie drewnianego krzesełka i wyciągnęłam dłoń.

– Ty musisz być Sasuke. Miło mi cię wreszcie spotkać, nazywam się Hanabi.

Niechętnie odwzajemnił mój powitalny gest; jego dłonie były zimne, a uścisk silny i stanowczy. Nie mogłam uwierzyć w to, jak bardzo przypominał mi pana Itachiego. Mieli identyczne czarne oczy, zupełnie jakby byli bliźniakami, nie sposób było nie zwrócić na to uwagi. Co prawda rysy twarzy Itachiego były o wiele ostrzejsze, bardziej męskie, jednak obaj mieli w identyczny sposób zarysowane szczęki, równie ciemne włosy i idealnie proste nosy. Tak szlachetnej twarzy mogli im zazdrościć najwybitniejsi światowi modele.

Nic dziwnego, że wydawali mi się być podobni, w końcu byli krewnymi.

Pozostawało pytanie, które głośnym echem odbijało się w mojej głowie, bez przerwy dając o sobie znać do tego stopnia, że zaczynałam obawiać się, iż nagle po prostu je wypowiem. Skoro Itachi zamordował całą swoją rodzinę, bliskich i przyjaciół, kim w takim razie był chłopak siedzący przede mną, noszący jego nazwisko?

– Napijesz się czegoś? – zapytał cicho, spokojnie, z nadmiernym opanowaniem i chłodem wyczuwalnym w głosie.

– Tak, poproszę. Może być to samo, co ty. – wysiliłam się na delikatny uśmiech, nie odrywając wzroku od jego twarzy.

Sasuke skinął do kelnera i poprosił o drugą wodę z cytryną. W momencie, gdy postawiono przede mną szklankę pożałowałam, że nie zamówiłam czegoś mocniejszego, co pomogłoby mi się rozluźnić. Upiłam łyk zimnego napoju z ulgą czując, jak bardzo tego potrzebowałam.

– Chciałeś się ze mną spotkać w konkretnym celu, jak mniemam? – zapytałam, natychmiast wpychając sobie czubek słomki do ust, żeby móc zastanowić się nad tym, co miałam mówić dalej.

– Tak. Szukam pewnej osoby, którą ty podobno znałaś, a teraz mam podejrzenia, że on szuka mnie.

Przełknęłam wodę i sięgnęłam po cynamonowe ciasteczko leżące na spodku.

– Chodzi o Itachiego? – na dźwięk imienia nieznacznie drgnęła mu dolna powieka, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że trafiłam w samo sedno. – Owszem, znałam go parę lat temu zanim… TO się stało, potem nie miałam już z nim kontaktu. Nie jestem pewna, czy będę umiała ci pomóc, ale zrobię, co w mojej mocy. – ugryzłam ciasteczko. Było suche i lekko przypalone.

– Nie liczyłem na to, że będziesz z nim utrzymywać kontakt do dziś. Potrzebuję jakichkolwiek wskazówek odnośnie jego możliwego miejsca pobytu. Każdy szczegół jest istotny. – odgarnął opadające mu na policzki kosmyki włosów i wbił we mnie uważne spojrzenie. Mogłam przysiądz, że widziałam, jak mięśnie jego szczęki się napinają.

– Wybacz mi nietakt, ale mogę zapytać skąd go znasz? Nosicie to samo nazwisko, więc… – nieznacznie ściszyłam ton głosu, poprawiając przy okazji bluzkę, mając cichą nadzieję, że w ten sposób uniemożliwię Zetsu dokładne zrozumienie mojego pytania.

– To mój brat.

Spojrzałam na niego zszokowana, bezwiednie otwierając usta. Brat Itachiego? Nie powinien teraz leżeć kilka metrów pod ziemią, a nie go szukać? Może uciekł, zniknął, ukrył się…

A teraz szuka go, by się zemścić za to, że przez chorego psychicznie brata stracił całą rodzinę?

Wyciągnęłam z plastikowego stojaka serwetkę i rozłożyłam ją przed sobą, wyjęłam z torebki długopis, chwaląc w myślach swoją zapobiegawczość.

– Nie wiedziałam, że Itachi miał rodzeństwo, nigdy mi o tobie nie wspominał. – powiedziałam, kreśląc na serwetce kilka zdań najdrobniejszym pismem, na jakie było mnie stać, usiłując jednocześnie się nie zająkać.

Chłopak patrzył na moje poczynania z zainteresowaniem.

– Nigdy nie był zbyt towarzyski. – mruknął, gdy podsunęłam mu serwetkę. Szybko przeczytał to, co na niej napisałam.

Znam osobę, która wie, gdzie jest Itachi. Mam podsłuch. Znasz Madarę Uchiha?

Wyciągnął dłoń przez stolik i wziął do ręki mój długopis, najwidoczniej zamierzając mi odpisać.

– I na takiego właśnie wyglądał. Zawsze trzymał się na uboczu, ale mimo to budził respekt. – wymyślając te wyssane z palce bzdury dotyczące nastoletniego życia brata Sasuke, kierowałam się głównie jego reputając w Akatsuki i tym, jakie podejście mają do niego inni. – Nikt nie spodziewał się tej tragedii, wszyscy byliśmy zaskoczeni… Nie sądziłam też, że ktokolwiek przeżył.

Słyszałem, nie znam osobiście. Czego chcesz w zamian za informacje o Itachim? Kto Cię przysłał?

– Taki właśnie był jego zamiar, nikt miał się tego nie spodziewać. Oszczędził mnie, chciał mnie w ten sposób zranić. Zostawił mnie rannego na całą noc w tym samym pokoju, w którym leżały trupy mojego wujostwa. Wypuszczono nas dopiero rano.

Chcę współpracy, potrzebuję kogoś z zewnątrz, kto pomoże mi znaleźć Madarę. Jeśli go dla mnie namierzysz, powiem Ci gdzie jest Itachi.

– To musiało być dla Ciebie straszne, ogromnie współczuję… Nie dziwię ci się, że chcesz go znaleźć, na twoim miejscu postąpiłabym dokładnie tak samo.

Dlaczego nie miałbym zaciągnąć cię na tył i wyłamać ci wszystkich palców po kolei, aż po prostu dowiedziałbym się, gdzie on jest?

Wypiłam duży łyk wody. Sasuke sprawiał wrażenie zdolnego do wszystkiego, stąpałam więc po kruchym lodzie. Jednak była to moja jedyna szansa, by odnaleźć Madarę i dowiedzieć się, co łączy mojego ojca z Akatsuki. Młodszy Uchiha był wolny, mógł go nawet śledzić, podczas gdy mi nie wolno było opuszczać terenu rezydencji bez wyraźnego pozwolenia.

Nie powiedziałam, że ja wiem, gdzie on jest, tylko, że znam kogoś, kto wie. – napisałam na drugiej serwetce.

Wolałam nie ryzykować własnym życiem i pisząć o „kimś” miałam na myśli Deidarę, którego wepchnęłabym w ręce Sasuke, gdyby coś poszło nie tak. W ten sposób i tak dowiedziałabym się sporo o poszukiwanym mężczyźnie i o Iharze, a przy okazji pozbyła świrniętego artysty, który czyha na moje życie.

– Nie potrzebuję współczucia, pomszczenie rodziny to teraz mój główny cel i tylko jego się trzymam.

– Doskonale cię rozumiem. Zrobię co w mojej mocy, by ci pomóc. Popytam znajomych, może oni też coś wiedzą. Ja pamiętam jedynie, że widziałam go kiedyś w restauracji w Tokio, niedaleko głównej stacji metra.

Skąd mam wiedzieć, że nie blefujesz?

– To niewiele mi da, potrzebuję raczej nietypowych miejsc, w których bywał. Może wiesz, w którym zakładzie zrobił sobie tatuaż?

Nie mam jak Ci tego udowodnić. Podam Ci jednak autentyczne dane mojej rodziny, chcę też byś dowiedział się, co robi mój ojciec – Ihara Namida. Nie powiedziałabym Ci tego, gdybym chciała Cię oszukać.

– Itachi miał tatuaż? Nigdy nie byłam z nim na tyle blisko, by o nim wiedzieć…

Mam Ci zaufać i śledzić jakiś typów, a w zamian za to BYĆ MOŻE dowiem się od Twojego znajomego gdzie jest Itachi?

– Na ramieniu. Symbol grupy, do której swojego czasu przynależał. Jest dość duży, ale miałaś prawo go nie widzieć.

– Rozumiem. Możesz na mnie liczyć, naprawdę chcę ci pomóc, Sasuke.

Tak.

Sasuke westchnął i znów wbił we mnie uważne spojrzenie. Widać było, że bardzo się wahał. Miałam szczęście, byłam jego jedyną, cienką drogą, która mogła połączyć go z bratem. Musiało mu bardzo zależeć na zemście, skoro rozważał taki układ.

– Niech będzie. – drgnęłam pod wpływem jego głosu. Przez chwilę nie wiedziałam, czy to, co powiedział tyczyło się naszej sekretnej rozmowy zapisanej na serwetkach, czy tego, o czym mówiliśmy. – Liczę na ciebie i lojalnie uprzedzam, że nie chcesz mnie zawieść. Wolałbym też, aby to spotkanie zostało między nami.

Spotkajmy się na tydzień w Cafe Fujiya o piątej wieczorem. Dowiem się dla Ciebie paru rzeczy i liczę na to, że zdradzisz mi wtedy kim jest Twój znajomy. – podsunął mi serwetkę.

– Oczywiście, nie ma problemu. – odpowiedziałam jednocześnie na to, co mówił wcześniej, jak i na pisemną wiadomość. – Powodzenia i do następnego razu.

Wstałam od stolika w momencie, gdy podszedł do niego kelner z rachunkiem. Uchiha kiwnął tylko głową na znak, że to on zapłaci za nas oboje. Uśmiechnęłam się do niego, by nie wzbudzać niczyich podejrzeń i skierowałam się do drzwi. W momencie, gdy byłam tuż przed nimi, obróciłam się za siebie, by po raz ostatni spojrzeć na Sasuke. Spalał właśnie naszą rozmowę zapalniczką nad ceramicznym spodkiem, a zauważywszy moją ciągłą obecność, zerknął na mnie kątem oka. Płomyk z zamieniającej się w popiół serwetki odbijał się w jego czarnych oczach, nadając im wyraz szaleństwa, jak również siły.

Wyszłam z sali i z ulgą wzięłam głęboki wdech rześkiego, wieczornego powietrza. Bałam się nawet myśleć o tym, w jak wielkie bagno się wpakowałam. Jeśli jednak wszystko poszłoby po mojej myśli, miałam szansę wyjść z tego cało. Sasuke nie znosił porażki, od razu to zauważyłam. Dopóki był po mojej stronie, mogłam czuć się bezpieczna, jeśli jednak dowiedziałby się, że współpracuję z Akatsuki, miałabym o jednego wroga więcej, a to było ostatnią rzeczą, której potrzebowałam w moim zagmatwanym życiu.

Uśmiechnęłam się do siebie idąc w kierunku przystanku, upewniając się najpierw, że nikt za mną nie idzie. W końcu zaczynałam brać sprawy w swoje ręce.

Żelazna obręcz ściskająca mój żołądek od kilkunastu dni zniknęła – jak się potem okazało – bezpowrotnie.

***

– To dość pilna sytuacja, więc będę się streszczał. – Pain, zaszczyciwszy nas swoją obecnością w salonie, od razu przeszedł do rzeczy. – Potrzebuję większą grupę, mamy zadanie nadzwyczajne, niestety nieodpłatne.

Siedzący na kanapie Kakuzu skomentował to pod nosem i mruknął coś niezrozumiałego do stojącego obok Hidana, przez co albinos uśmiechnął się złośliwie. W pokoju zebrani byliśmy praktycznie wszyscy, poza Deidarą, Sasorim, Zetsu i panią Konan, której najwidoczniej takie sprawy nie dotyczyły. Lider zebrał nas zupełnie nagle, mając do ogłoszenia ważną rzecz, która – miałam nadzieję – nie dotyczyła mnie.

Szokował mnie szacunek, z jakim odnosił się on do pozostałych członków grupy. Niewątpliwie doceniał ich możliwości, jak również pamiętał, co stało się z poprzednim dowódcą, kiedy reszta się od niego odwróciła. Zaczynałam sądzić, że zajmuje on najwyższe stanowistko jedynie w teorii, ponieważ traktował ich na równi ze sobą samym.

Przez cały czas nie mogłam oderwać wzroku od Itachiego, który, po dzisiejszym spotkaniu z Sasuke, wydawał mi się do niego jeszcze bardziej podobny. Zauważyłam też tatuaż na jego lewym ramieniu, o którym mówił mi jego brat. Zastanawiałam się, czy ktokolwiek jeszcze wie o tym, że zostawił go przy życiu. Czy Pain o tym wie?

– A co to za pilna misja, sir? – wtrącił Kisame.

Lider westchnął i przetarł oczy dłonią.

– Deidara został uprowadzony przez Yabun podczas ostatniej misji. Wypełnił ją co prawda, ale wpadł w pułapkę.

Tętno gwałtownie mi podskoczyło, a krew zapulsowała w skroniach. Przecież to była organizacja przestępcza mojego ojca.

– Nie chciałbym z tym zbyt długo zwlekać, co prawda wierzę w lojalność Deidary, jednak rozumiem też, że ma on swój próg bólu, a nie chciałbym, żeby tamte skurwysyny dowiedziały się, gdzie dokładnie jesteśmy. Wolałbym, abyście wyciągnęli go stamtąd zanim powie coś, czego potem będzie żałował.

A jeśli chodziło o mnie? Jeśli ojciec wcale nie myślał teraz o Akatsuki, a chciał jedynie dowiedzieć się co teraz robię, czy w ogóle żyję?

Niech to szlag, przecież Deidara mógł być w tej chwili torturowany! Z jednej strony czułam obrzydliwą satysfakcję mając nadzieję, że pozbyłam się problemu łatwiej, niż przypuszczałam, ale z drugiej nie wiedziałam, co miałabym zrobić z Sasuke. Kogo innego mu wcisnąć? Przecież on nigdy nie uwierzy w to, że akurat mój informator zginął.

– Uznałem, że najlepsi do tego zadania będą Kisame, Hidan i Kakuzu, najdłużej ze wszystkich mają styczność z bronią, więc nie powinni mieć z tym za dużego problemu. Będzie też Sasori, na własne życzenie. Zetsu właśnie szuka miejsca, gdzie najprawdopodobniej go przetrzymują, nie łudzę się nawet, że będzie to ich główna siedziba, jak również zdaję sobie sprawę z tego, że nasza interwencja nie będzie dla nich niespodzianką. Wy również powinniście być przygotowani.

Hidan pochylił się do Kakuzu i mruknął do niego coś, czego nie usłyszałam.

– Postarajcie się przyprowadzić go żywego i sami wrócić cali, nie chciałbym stracić nikogo w tak kretyńskiej sytuacji. Nie bierzemy jeńców, chcę to załatwić możliwie szybko i skutecznie. Jeszcze jedno. – zamyślił się na chwilę, poprawiając swoją rudą czuprynę. – Hanabi. – zwrócił się do mnie, a ja natychmiast wstałam z beżowej, skórzanej pufy. – Pojedziesz z nimi.

Kisame prychnął, a Hidan zerkał z zainteresowaniem to na Paina, to na mnie.

– To będzie dobra okazja, żebyś przekonała się jak działamy, jak i również dostaniesz szansę, by się wykazać. Jeśli zawalisz, przykro mi. Akatsuki werbuje jedynie najlepszych, nie ma tu miejsca na rekrutów i wieloletnie nauki. Mam nadzieję, że przez ten czas dużo się nauczyłaś. Wszystko jasne?

Przytaknęłam nerwowo, czując jak zimny pot spływa mi wzdłuż kręgosłupa. Co, jeśli spotkam tam mojego ojca? Będę musiała go zabić? A może on zabije mnie?

Kaszlnęłam, czując, że zbliża mi się kolejny atak astmy. Zauważywszy to, Pain skinął głową na znak pozwolenia, bym opuściła pokój. Przeszłam przez próg i zatrzymałam się kilka kroków dalej, chcąc unormować oddech na tyle, aby się nie udusić w drodze do pokoju.

– Dlaczego każesz nam ją zabierać? – zapytał Hidan, który najwidoczniej był pewnien, że jestem już piętro wyżej.

Kisame żachnął się i odpowiedział w imieniu Paina:

– Mięsko armatnie.

Witajcie po długiej przerwie!

Mam nadzieję, że ten nieco dłuższy rozdział choć po części zaspokoił waszą ciekawość. Jestem ogromnie ciekawa Waszych opinii odnośnie takiego rozwoju sytuacji.

Nowy tytuł bloga pochodzi z tej samej piosenki, w której wzięłam cytat do dzisiejszego rozdziału. Wydawała mi się ona być całkiem klimatyczna i adekwatna do niektórych sytuacji z opowiadnia.

Z dedykacją dla mojej betującej Aggie :*

Pozdrawiam i do usłyszenia (mam nadzieję) wkrótce :)

Komentarzy 19 to “Rozdział dwunasty”

  1. Wiem, ruchy to ja mam niesamowite ;_;. No ale już przeczytałam ten rozdział, także pokrótce o nim, bo czeka mnie jeszcze następny, a i tak nie wiem, czy się z tym jeszcze dzisiaj wyrobię.
    Także już nie przedłużając.
    W bardzo ładny sposób przedstawiłaś odczucia Hanabi po dokonanym morderstwie, tę grę pozorów, którą roztoczyła wokół siebie – za dnia nie ruszało jej to w ogóle, za to w nocy wracała z podwójną wręcz siłą. Mówi się, że wszystko jest kwestią przyzwyczajenia, jak widać, i to tutaj się później sprawdziło. Niemniej jednak ten opis był bardzo istotnym elementem, ponieważ dodał całości tylko dodatkowej wiarygodności.
    Widać Hanabi stara się działać na własną rękę, ciekawe, z jakim skutkiem się to dla niej skończy. Być może lepszym i bardziej rozsądniejszym wyjściem byłoby znalezienie względnego sojusznika najpierw w Akatsuki, zamiast od razu układanie się z Sasuke. Lecz jej sytuacja jest jaka jest, co usprawiedliwia jej czyny.
    Najciemniej zawsze jest pod latarnią – jak to się mówi. Dlatego nie dziwi mnie zbytnio, że Hanabi znalazła takie dokumenty wręcz na wierzchu w pokoju Zetsu. W tym wszystkim zastanawia mnie jedynie tożsamość tajemniczego jegomościa, który ją przyuważył, kiedy wymykała się po dokonanej „pożyczce”. Oczywiście mamy tutaj małą podpowiedź w postaci faktu, iż ten pali. Póki co jednak nie będę głośno o tym myśleć :).
    ” […] gdyby zaistniała taka potrzeba, zabiłby kogoś nawet kawałkiem spróchniałej deski.” – genialne po prostu ^^.
    Hanabi dobrze kombinuje, to jej przyznać trzeba. Z racji tego przede wszystkim gratuluję Tobie wymyślenia tak dobrej fabuły przyczynowo skutkowej :).
    Kiedy upewniłam się, że chodzi o Sasuke, moja pierwsza reakcja była mniej więcej taka: „bosze, ale wtf? Oo no nie lubię gościa, niech go tam Hanabi zamorduje z miejsca”. Dobrze przedstawiłaś jego postać, co i tak nie zmienia faktu, że go po prostu nie lubię. Kiedy opisywałaś moment, jak prowadzili między sobą drugą konwersację, pisaną, mimowolnie pomyślałam o Death Note, bo tam również była podobna scena. Ogólnie tak jak przy oglądaniu tego w Death Note, jak i czytaniu tego u Ciebie, zastanawiało mnie tylko jedno – czy coś takiego byłoby łatwe i skuteczne w praktyce. Jak ktoś ma podzielną uwagę, pewnie jak najbardziej. Jednak chyba z ciekawości po prostu sama kiedyś coś takiego spróbuję odwzorować :D.
    Deidara, szkoda mi go, co tutaj dużo mówić. Dlatego mam nadzieję, że go odbiją, i to w dosyć dobrym użytkowym stanie.
    Pain <3. Niby tylko krótki moment o nim, a ja i tak się rozmarzyłam.
    I tak jak myślałam, Hanabi rusza do akcji. Mam jedynie nadzieję, że wszystkim zaskoczy i pokaże klasę, na swój własny sposób :).
    K, wiem, że ogólnie, ale czas mnie goni :<. Lecę czytać kolejny rozdział, lecz czy wyrobię się go skomentować, tego obiecać Ci nie mogę. Ale nawet jeśli mi się nie uda, to i tak spodziewaj się mojego komentarza w niedługim czasie ^^.

  2. Kiedy napiszesz ? :ccc

  3. Czekałam i czekałam! Aż tu nagle taka niespodzianka. Długa niespodzianka!

    Wiesz jak się ucieszyłam jak czytałam ten rozdział!? Był zajebisty, chociaż ja fragment z Sasuke czytałam wyrywkowo, bo nienawidzę drania do tego stopnia, że nie mogę nawet o nim czytać.
    Ciekawe kto ją wtedy widział?! No i zastanawia mnie czy Deidara się troszeczkę zmieni w stosunku do Hanabi, (dobrze napisałam? Mam spore problemy z pamięcią, ja już nawet czasami swoich postaci zapominam) nie czekaj ona się chyba Hanare nazywa…
    Przepraszam za tą gapę, ale naprawdę to uciążliwe.

    Wiesz, że jestem mega ogromną fanką Kisame?! No to już wiesz. To mój ukochany! Bardziej niż mój chłopak!
    Oczywiście ja będę kibicowała temu, żeby to Kisame (<333) pomógł…(tu znowu zapomniałam imienia) Hanare(?). Bo wiesz Kisame jest tak zajebiście silny!

    Zauważyłam też, że chyba nasz Hidan się przywiązał do dziewczyny. Hidana bardzo lubię, więc jemu też kibicuje, żeby przygotował dziewczynę tak dobrze, żeby przeżyła. Swoją drogą nie jest dla mnie dziwne jego przywiązanie. Szkoli ją od samego początku, zna niektóre jej sekrety i smutki. Zawsze są razem. Zauważyłam, że ładnie opisujesz ich emocje. Hidan ćpa, żeby zapomnieć. Nikt nie jest przecież ze stali nie?

    Napisałaś, że wyjaśnisz jak każdy dostał się do organizacji. A ja mam prośbę! Napisz mi dlaczego Kisame się tam dostał! Błagam przynajmniej troszeczkę!

    Nadal liczę na to, że to Kisame ją uratuje xd
    Jednak pamiętaj, że on jest mój! xD

    Pozdrawiam!
    Twoja Nami.

    • Ja też nienawidzę Sasuke, ale jest mi tutaj niezbędny dla dobra fabuły, że tak powiem :P
      Napiszę jak Kisame znalazł się w Akatsuki, bez obaw, mam to cały czas w planie c:

  4. Zostałaś nominowana do Liebster blog award przez http://in-infinity–akatsuki.blogspot.com/ ( Czyli prze zemnie ! :DDD) Jak nie chcesz nie musisz odpowiadać na tę „nominację”. To tylko pokazuję jaki mam szacunek dla twojej pracy i jak ją podziwiam ^^.

  5. Raaany wreszcie *.* Myślałam że się nigdy nie doczekam i porzucisz bloga :( Na szczęście wróciłaś i dałaś zajebisty rozdział ! Długi , i ciekawy :) nie mogłam się oderwać jak czytałam :) Oby Deeei był cały,szkoda jego ślicznej buzi :D No cóż , będę czekać na kolejne rozdziały (chociaż nienawidzę czekać>.<) , tylko liczę że tym razem nie znikniesz na taak długo :) Życzę weny i pozdrawiam świetną Pisarkę ;** ;D

    • Dziękuję za cierpliwość, skoro już zmuszam do czekania to staram się, aby było warto. Nie zamierzam opuścić bloga, o to się martwić absolutnie nie musisz :)
      Również pozdrawiam~

  6. ermentiss xo Says:

    Okej, no więc gdy ja naczekałam się na ten rozdział trzy miesiące, to u Hanabi minęły dopiero dwa tygodnie (no spoko, to zawsze ja ta poszkodowana :c).
    Ale opłacało się czekać, bo rozdział naprawdę jest świetny!
    Hanabi idzie sobie korytarzem, wspomina zabójstwo i nawet chwali się Hidanowi oraz trochę chce dogryźć Deidarze… (hm, a ten to dlaczego taki zadowolony? ;o) Przez chwilę myślałam, że nie będzie mieć wyrzutów sumienia, a tutaj niespodzianka. W sumie wiadomo, dziewczyna nie zabijała codziennie, a takie coś musi mocno odbić się na psychice człowieka…
    Jak tak pisałaś o Hidanie, że ćpa żeby zapomnieć twarze ludzi, których zamordował, to zrobiło mi się go jakoś tak szkoda i w sumie zaczęłam zastanawiać się, dlaczego to właśnie oni trafili do tej organizacji? Ale może kiedyś uchylisz rąbka tajemnicy. :3
    A potem to włamanie do pokoju Zetsu, no, nasza Hana robi się coraz bardziej diabelska! :D A tu nagle bum, znalazła akta. Ja już myślałam, że przeczyta coś o Sasorim, coś o jego przeszłości, a tu nic… No trudno trzeba będzie czekać (oby nie długo!). A potem ta tajemnicza postać w oknie… któż to może być? :> (nie będę zdradzać moich podejrzeń)
    Potem taki fajny, normalny przerywnik, że biedna Hanabi musi zmywać kubki po Deidarze, bo jemu się nie chce ruszyć dupy. :c No prawie normalna sprawa, jakby byli jakimiś zwyczajnymi współlokatorami (a może coś więcej :3).
    Akcja z Sasuke była naprawdę dobrze przemyślana, chociaż może go jakoś specjalnie nie lubię, to Ty przedstawiłaś go całkiem nieźle. I ten pomysł z serwetkami i rozmową w między czasie… genialne! *.*
    Kurde, nie wiem co ta Hanabi naprawdę pakuje, ale jak tak będzie grać na dwa fronty to pozbędą się jej szybciej, niż myśli. No ale dobrze, dziewczyna musi sobie jakoś radzić, a takie kroki są w jak najbardziej dobrym kierunku… jakkolwiek to brzmi. :o
    A tu nagle bam! Porwali naszego artystę, no łaj? Znowu będą go torturować? A jak straci drugie, przepiękne oczko? :c No i kurde, mam taką wielką ochotę na to, żeby jakimś dziwnym sposobem to właśnie Hanabi uratowała mu ten tyłek i żeby wszyscy w organizacji wreszcie zrozumieli, że dziewczyna się do czegoś nadaje, a Deidara jej wreszcie wybaczył! Ale będzie jak będzie, pewnie znowu mnie zaskoczysz. :D
    No i ogólnie tak mi się jakoś wydaje, że Hidan się jednak w jakimś stopniu przywiązał do naszej głównej bohaterki, i być może jakąś ją obroni…?
    Ogólnie to rozdział świetny, uwielbiam czytać to Twoje opowiadanie (zupełnie jak książka, chociaż rozdziały pojawiają się stanowczo za rzadko) i Twój styl jest coraz lepszy.
    I błagam Cię, nie każ mi czekać na kolejny rozdział trzy miesiące, bo chyba zwariuję!
    Pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny. c:

    • Ślicznie dziękuję za wyczerpujący komentarz.
      Na wstępie powiem, że ta trzymiesięczna przerwa nie była wynikiem mojego lenistwa czy nawet braku weny, ale niewielkich problemów osobistych, które na szczęście odeszły już w niepamięć. Zrobię więc co w mojej mocy, by kolejny rozdział pojawił się o wiele szybciej, bo jednak te trzy miesiące to karygodny odstęp czasu :I
      Zamierzam wyjaśnić swoją własną wersję odnośnie tego, kto dlaczego trafił do Akatsuki już niedługo, dlatego nie musisz się obawiać, że pozostanie to niewiadomą c:
      No cóż, poniekąd są współlokatorami jednego domu, jakby nie patrzeć. Ale taki leniuch bardzo mi pasuje do Deidary, który jest zbyt wyjątkowy, by zajmować się tak prozaicznymi czynnościami jak mycie naczyń :P
      Ja też nie lubię Sasuke, ale był mi bardzo potrzebny do tego opowiadania. Dlatego stwierdziłam, że schowam swoją niechęć i spróbuję przedstawić go możliwie jak najlepiej i jak najbardziej kanonicznie.
      Nie no, nie musisz się o niego tak specjalnie obawiać, w końcu to mój faworyt, nie mogłabym go jakoś krytycznie skrzywdzić :P
      Jeszcze raz dziękuję za opinię i dam z siebie wszystko, aby rozdział pojawił się nie tak znowu późno, no i żeby rozwiało się kilka kolejnych tajemnic c:
      Pozdrawiam~

  7. nfshdcjkxznksjfn! Rany! Cudowne! Więcej usłyszysz ode mnie jak napiszę sprawdzian z funkcji kwadratowych.
    Przepraszam, kochająca Major.
    A i pewnie się do ciebie w najbliższych dniach na fejsbuczku odezwę, jeśli nie masz nic przeciwko :*

    • Okej, noł problem c: (Funkcje kwadratowe to zło, nigdy tego nie umiałam i nie będę umiała.)
      Pisz kiedy dusza zapragnie~

      • Już! Już! Głupia ja pamięta! Pamiętaj, że pamiętam!
        ~ Całkowity, bezlitosny, bolesny, niemiłosierny brak czasu… Tak, znalazłam se robotę ;__;

      • Na początek chciałabym bardzo ciebie przeprosić za zwłokę. Nie wiem czy uda mi się dzisiaj skomentować całą notkę, niestety praca jaką sobie podłapałam jest niezwykle pracochłonna i męcząca… i jeszcze te przeklęte funkcje kwadratowe! Tak czy siak część notki na pewno opiszę, więc za to cię przepraszam, ale :D
        Za pierwszym razem jak czytałam rozdział to od razu uderzyło mnie: „Co tak krótko?!” No i przy tym pozostaje. Choć wiem, jak ciężko musi być pisać (zwłaszcza teraz jak zaczęła się szkoła), a i jeszcze rozdział wcale nie jest znowu jakiś mega krótki. I szalenie interesujący! Choć nie było niesamowitych strzelanin (czyli tego co jednak lubię najbardziej) to wszystko trzymało poziom i było wręcz przegenialne. A teraz, jeśli pozwolisz wrócę do punktów, bo komentowanie na bieżąco rozdziału, który czytam po raz trzeci chyba się nie sprawdzi xD
        1. Hanabi.
        Laska niesamowicie rozwinęła się od początku opowiadania. I chwała Ci za to, nie działo się to w sposób: „O rany, co ja tu robię?! Proszę uratujcie mnie! AAAAAA!”, „Tak, zabijam i sprawia mi to przyjemność. Jestem taka zła! Buahahaha!”, tylko z rozdziału na rozdział zachodziły w niej delikatne zmiany. Pamiętasz jak ci mówiłam, że myślałam, że zachodzą one u niej zbyt szybko? Cofam wszystko! Tępo wprowadzania zmian w głównej bohaterce jest idealne! Nie wiem czy miałaś to aż tak zaplanowane, ale jeśli tak to JESTEŚ GENIUSZEM! :D Mały złodziejaszek się z niej robi? Ale myślę, że Zetsu miał to wszystko zaplanowane.
        Taaak, wiesz co teraz będzie :D Teoria spiskowa numer 1! :D
        A właściwie kontynuacja starej teorii. Tej o „potomku” Zetsu. Kocham tą teorię (choć tą o Hidanie i Hanabi w jakimś domku daaaaaaaaaaleko od wszystkich razem ze sobą, bardziej xD). Może to w sumie nie taki głupi i szalony pomysł jak wydawałoby się na początku. Zakładając, że Zetsu faktycznie podsunął jej te akta to może w sumie znaczyć, że chce ją wykorzystać (tak, Kasiu, brawa za dociekliwość), ale jak zobaczy w niej potencjał to może… :D
        A wracając do rzeczywistości.
        To Zetsu raczej nie zobaczy w Hanabi potencjału… chyba, że zobaczy potencjał w jej działaniach, które na dobrą sprawę można nazwać… zdradą. Świtało mi po głowie, że Hanabi nie jest oddana Akatsuki, zwłaszcza po tym jak napisałaś, że zastanawia się gdzie spędzi Sylwestra (a propos Sylwestra, masz już jakieś plany? :D). No właśnie bo te działania Hanabi… mi się wydawało, że ona te Aktsuki to może nawet… lubi? Nie wiem, nie umiem znaleźć słowa, więc mam nadzieję, że domyślisz się o co mi chodzi xD Choć w sumie… wypowiem się o tych całych jej spiskach w następnym punkcie i chyba nie za bardzo dzisiaj. Zaskoczyło mnie też to (no może nie zaskoczyło), że Hanabi „udaje” silną. Znaczy się… na chłopski rozum. Udawanie silnej graniczy z cudem i trzeba wtedy być silną żeby udawać, że się nie jest słabą, nie? Więc skoro może udawać, że „zapomniała” to dlaczego nie może „zapomnieć”. Oczywiście jak potraktujesz to wszystko jako jeden wielki stek bzdur nie dziwię się, a nawet ucieszę, bo w sumie może nawet lepiej żebym tego nie pisała teraz ;p
        No to trzymaj pierwszy punkt. Mam nadzieję, że reszta pokaże się jutro, ale teraz nie jestem w stanie więcej, wybacz ;/
        Bardzo jeszcze raz przepraszam, Major.

      • Jaką pracę sobie znalazłaś, że pochłania ona aż tyle czasu? :o
        Jakie krótko?! Tak się starałam żeby było w miarę długo, a i tak słyszę, że krótko ;_; Może to nie jest najdłuższy rozdział jaki napisałam, ale i tak nie jest taki krótki (chyba) ;_;
        Aww, dziękuję. Właśnie wydaje mi się, że żaden zwykły człowiek nie przechodzi ot tak transformacji i nie staje się super złym badassem jak kogoś tam zabije. Nie żebym próbowała xD W każdym razie, chciałam stopniowo pokazywać zachodzące w jej umyśle zmiany, zarówno dotyczące poglądu na świat, jak i na ludzi i – sądząc po Twoim komentarzu – wyszło mi to w stopniu przynajmniej zadowalającym, co niezmiernie mnie cieszy.
        Ale Ty się tego biednego Zetsu uparłaś! Przyznam, że odkąd wcisnęłam go do tego opowiadania to sama nagle zaczęłam go lubić. Wcześniej był raczej nautralny, ale teraz wydaje się całkiem interesującym gościem. Może to dlatego, że tutaj jest człowiekiem, trololo ;_;
        Hanabi, jako osoba nagle wyrwana ze swojego spokojnego życia, jest dość zagubiona i nie wydaje mi się, aby do końca przemyślała to, co robi. Postawiła sobie cel i chce go osiągnąć jak najszybciej, za wszelką cenę i tylko do tego dąży, a reszta to się zobaczy :P Jak tak o niej mówie to może wyglądać, że robię z niej jakąś kretynkę… Wcale tak nie jest, lubię ją, ale nie do końca zgadzam się z jej działaniami w niektórych sytuacjach. Ale to mądra dziewczyna ogólnie, tylko tak jak mówiłam, nieco się pogubiła.
        Nie wyobrażam sobie, żeby w Akatsuki trzymać kogokolwiek, kto bałby się wszystkiego. No chyba, że w lochach :D W każdym razie, ktoś, kto przebywa z nimi na co dzień musi się wykazać przynajmniej opanowaniem, co też stara się robić Hanabi. Albo przynajmniej udawać, że jest silna i opanowana. Co do tego nie mam konkretnego pomysłu, niech to pozostanie do wyboru, jak który czytelnik to odbiera.
        Nie mam żadnych planów na Sylwestra, najpewniej spędzę go sama w domu, tak jak resztę życia ;____; Domyślam się, że Ty masz? c: Przydałaby mi się tutaj taka osoba jak Ty, która by mnie wywlekła z domu od czasu do czasu, zanim wrosnę w ściany jak ci piraci na statku Davyego Jonesa w „Piratach z Karaibów”.
        Czekam na część drugą Twojego komentarza (mów co myślisz o Deidarze, nao!1!!one!) c:

      • Witam po (za)długiej przerwie. Wiesz jak się sprawy mają, to nie będę tu o nich rozpisywać, ale jeszcze raz przepraszam. No i ta robota… robię wszystko. Znaczy robiłam, do póki sobie krzywdy nie zrobiłam. Od sprzątania, przez rozdawanie ulotek, do montowania klimatyzacji w teatrze. I pomagam wujkowi, który jest elektrykiem. Ogólnie jestem zabiegana. Wychodzę z domu przed siódmą, wracam koło 21, jak nie później. I wcale nie narzekam. W sobotę był pierwszy dzień, w którym nie miałam absolutnie nic do roboty. I tak sobie myślę: „Kurcze, Kaśka, w końcu masz czas dla siebie. Odpoczniesz, poleniuchujesz, wypindrzysz się i Bóg wie co jeszcze.”
        … po godzinie miałam tak dość jak nigdy. Na prawdę. Tak mi się zaczęło nudzić, że umyłam kafelki w łazience (głównie te fugi między nimi) szczoteczką do zębów. Tak, dobrowolnie i z własnej inicjatywy. Nie potrafię usiedzieć na dupie. Ciągle mam coś do roboty, a jak nie mam nic do roboty to mnie to boli :C I bądź tu człowieku normalny. Tak, mam plany na Sylwestra, ale pewnie wszystko pójdzie w pizdu i wyląduję u przyjaciela na noc. Ohohoho! Szykuj się! Już niedługo się takim spokojem pocieszysz, obiecuję ;)
        Oksy, to teraz mysiu pysiu druga część komentarza :*
        1. Deidara (tak, specjalnie dla ciebie jako pierwszy ;**)
        Och, och moje biedactwo. W sumie (może coś tam pominęłam, nie sypiam prawie wcale ostatnio – wrak człowieka jakiś -także wybacz) to… Deidara bad ass porywa Hanabi. Potem mamy misia pysia, który jej gotuje i w ogóle. Potem Hanabi rozwala mu samochód no i zaczyna się wieeeeeeeeeelka nienawiść. Potem dalej się nie lubią, a potem jest z niej „dumny” bo zabiła tego kogoś… A potem go już nie widzimy, bo został porwany, prawda? Ogólnie to w przeciwieństwie do Hidana, czy dajmy na to Sasori’ego, Deidara (choć było go dużo) przemykał mi w tym opowiadaniu. Z jednej strony to dobrze, bo jest go dużo, a nie odnosi się wrażenia, że przytłacza opowiadanie. A z drugiej… no właśnie – człowiek zagadka (jak cała reszta u ciebie ;*). Ale to jak najbardziej na plus! Całkowicie! I, nawet jak nie robisz tego specjalnie, rób tak dalej xD I hej! Ciekawe czy będzie bez rączek? XD
        2. Sytuacja w salonie(?).
        Przeprowadzone konkretnie, szybko, bez zbędnego lania wody. I (nie wierzę, że to powiem xD) trzyma klimat filmy gangsterskiego xD Znaczy.. nie powiedziałabym tego, o ile nie ostatnia wypowiedź Kisame, o mięsie armatnim. No mistrzowsko. A najgorzej… że jest to tak dobre, że nie do końca wiem jak opisać to w sposób w jaki bym chciała. A, no i wprowadzasz czarny humor. To też jest dobre. Znaczy, teraz może to nie był czarny humor, ale wyszło w sumie… fajnie wyszło, no xD Chodzi mi o moment, w którym opisałaś z jakim szacunkiem Lider odnosi się do pozostałych. A potem ten komentarz Hanabi o ostatnim Liderze. Nigdy jakoś specjalnie nie interesował mnie sposób narracji, ale taki wgląd do jej głowy (u ciebie) jest przegenialnym pomysłem! Nigdy, przenigdy nie zwracałam na to zbytnio uwagi, aż do teraz. Rzucane z luźna porównania, wewnętrzna walka(?), spór ze sobą taki jak tu:
        „A jeśli chodziło o mnie? Jeśli ojciec wcale nie myślał teraz o Akatsuki, a chciał jedynie dowiedzieć się co teraz robię, czy w ogóle żyję?
        Niech to szlag, przecież Deidara mógł być w tej chwili torturowany! Z jednej strony czułam obrzydliwą satysfakcję […].”
        Na prawdę, może mało wnoszące zdanie, ale kazało pomyśleć. Pierwsza myśl Hanabi – ojciec. Druga – Deidara, który cierpi (aż pokusić by się mogło stwierdzenie, że martwi się o niego. Nie to za dużo powiedziane, ale, że nie chce by mu się działa krzywda). Ale zaraz przychodzi myśl trzecia – radość ze zmniejszenia się problemu, jakby niechęć do niego (Deidary). Ale to dopiero jako trzecia myśl. Nie chcę wchodzić do głowy Hanabi już bardziej (o ile to co właśnie napisałam nie było największą kompromitacją w moim życiu), bo nie chcę sobie psuć zabawy xD
        3. Hidanowelove <3
        Boże, moje kochanie <3 Zamieszkajmy razem w tym małym domku w górach <3
        … taaak, ty wiesz i ja wiem i nie będę pisać więcej
        Moim zdaniem, obok Kisame (którego defacto jeszcze nie poznaliśmy) najlepiej wykreowana postać w opowiadaniu. Reszta ujmuje im tylko o 0,000000000001%, ale i tak wiesz ;) I nawet nie chodzi mi o lubienie tego czy tamtego. Po prostu – wyszły ci najlepiej.
        4. Już chyba pisałam, pi razy drzwi, o rozmowie Hanabi z Sasuke, więc teraz powiem tak tylko przelotem.
        No ja za nic nie mam pojęcia czy ona robi dobrze, czy ona nie robi dobrze. Rany! Ja bym, ze swojego miejsca, tak nie zrobiła… ale z miejsca Hanabi to chyba chiałabym wrócić do domu, więc bym tak zrobiła… ale znowu zdawało mi się, że w miarę polubiła (znaczy nie wyraża się o nich okropnie, w miarę sympatycznie nawet) Akatsuki. I raaaany! Włosy rwę sobie z głowy ;__; Nie mam pojęcia co się stanie ;__; No bladego ;__; I już cię nie lubię w ogóle ;__;
        Dobra, kocham cię i cieszę się, że nie wiem o co chodzi <3
        Ale wiem za to, że! ;p Niektóre działania Hanabi, z naszej perspektywy, są maksymalnie głupie… a z jej mogą być mądre! A się wykazałam! ;p
        Że się pochwalę jeszcze na koniec xD Masz przed sobą… wychowawcę kolonijnego! Tratatata! <3 Ukończyłam kurs ostatnio (taaak, to było jedno z moich zajęć). I w ogóle prowadziłam zajęcia na kursie przewodnikowskim (kursie wychowawców harcerskich) i łaaaką masę rzeczy robiłam. I jestem tak podjarana, że jaa *,* <3 Nie będę ci o nich opowiadać, bo nie chcę cię na śmierć zanudzić xD Chyba, że chcesz to ja mogę xD Ale jak nie chcesz to nie xD
        I przepraszam cię raz jeszcze za tą zwłokę. Jak czegoś nie skomentowałam to mnie kopnij w dupsko, okej? I pisz szybko, bo nam się koleżanki już denerwują ;*
        Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku, kochana Nado! <3 Żeby ci było dobrze i żebyś spełniła to co sobie zamierzysz! Żebyś się rozwinęła i nie stała w miejscu! Żeby największe marzenia stanęły otworem! Żeby wszystko było tak jak ma być! I żebyśmy się w końcu spotkały!
        Tyyyle miłości <3
        Kocham cię, Kasia :*
        P.S. Ach i pokochałam funkcje kwadratowe <3

      • Ogólnie to podziwiam Cię za tą „ruchliwość”, ambitność i w ogóle. Czasem też mam ochotę się ruszyć i coś zrobić, a potem przypomina mi się, że jestem leniem i i tak nic z tego nie będzie. Wolę prace na miejscu. A napady sprzątania też miewam, także te fugi wcale nie były takie dziwne xD
        1. Miło mi bardzo to słyszeć! Właśnie chciałam uniknąć tego, by Deidara stał się tą najczęściej pojawiającą się postacią w opowiadaniu, tuż za Hanabi, ofkors. Myślałam, że mi się to nie udało, bo moja nieskończona sympatia do niego na pewno gdzieś tam wypływa i widać to w tekście, tak mi się wydaje przynajmniej. Ale staram się być obiektywna i każdemu poświęcić trochę czasu, tak więc niezmiernie cieszy mnie fakt, że chociaż Deidary jest dużo to nie jest go aż nasrane. Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię XD
        2. Film gangsterki. Po przeczytaniu tego wyobraziłam sobie wszystkich zgromadzonych w salonie w takich mafiozowskich kapeluszach, what have you done?! ;__;
        Zaskoczyło mnie to, że podoba Ci się taki sposób narracji. Jakoś zawsze wydawało mi się, że ten pierwszoosobowy jest najmniej pożądanym i jednocześnie najłatwiejszym stylem, więc nie cieszy się zbyt dużym entuzjazmem. Niewątpliwie tak pisze mi się najłatwiej, a skoro chociaż Ty uważasz, że wychodzi mi to dobrze to cieszę się bardzo.
        3. Ostatnie czego bym się spodziewała to to, że kiedyś wykreuję w opowiadaniu zajebistego Kisame + 100 do doświadczenia XD Nad Kisame jakoś mega się nie skupiałam. Tzn. starałam się, tak jak u wszystkich, ale i tak nie jemu poświęciłam najwięcej czasu. Zgadnij komu poświęciłam najwięcej czasu, no zgadnij, zgadnij *u* Ale powiem Ci, że Kisame fajnie wypada w takim opowiadaniu, dużo motywów można mu dodać i w ogóle łatwo się go przekształca w człowieka z naszego świata, ale wciąż przestępcę. Osobiście uważam, że najlepiej wyszła mi postać Zetsu, bo z nim było chyba najwięcej roboty, żeby zachować kanoniczny charakter, żeby spełniał jakąś konkretną misję, a nie był tylko tłem dla całej reszty, albo żeby w ogóle zniknął.
        4. Ja też nie wiem czy dobrze robi :) Wiem jakie będą konsekwencje tego, co zrobiła, ale czy to dobry ruch no to trudno stwierdzić. Jakkolwiek źle to nie zabrzmi, cieszę się, że się nad tym głowisz, bo to oznacza, że opowiadanie nie jest płytkie.
        Teraz coraz bardziej pasuje do Ciebie Twój nick, nareszcie zagadka rozwiązana, Pani Major! :O Wiesz, że za pierwszym razem myślałam, że jesteś płci męskiej? Jak Ci odpisywałam to kilka razy sprawdzałam jakiej formy użyłaś, żeby się nie kopnąć xD
        A tak poważnie to gratuluję. Nie spotkałam nikogo, kto miałby takie zainteresowania i lubiłby takie rzeczy, to naprawdę ciekawe. Jeśli kiedyś moje życiowe plany upadną i będę pracować w turystyce po tym technikum to ja będę organizować kolonie, a Ty będziesz opiekunem *.* Zrobimy taki biznes!
        Aww, dziękuję ;u;
        Po tym komentarzu czuję się przepełniona miłością na najbliższe pół roku :D

  8. Cieszę się, że byłam pierwszą osobą, która mogła przeczytać ten rozdział, bo był niesamowicie ciekawy, jak zresztą wszystkie inne.
    Bardzo lubię takie akcje trzymające w napięciu, jak ta, kiedy Hanabi szperała w pokoju Zetsu i musiała przed nim uciec, choć ja nigdy nie zrozumiem jak można w takiej sytuacji zdążyć :c I ta tajemniczaa osoba, która ją widziała ;> Mniam.
    Ty potrafisz sprawić, że nawet postać, której nie znoszę, wcale nie wywołała u mnie negatywnych emocji i fajnie wypadła. Ogromnie mi się podobało to spotkanie z Sasuke w kawiarence (uwielbiam spotkania w kawiarenkach~), w szczególności ta ich konwersacja na serwetkach i prowadzenie na głos pozornie normalnej rozmowy. Wyszło to wręcz bezbłędnie i można było się bez problemu wczuć, a to zasługa tego, w jaki sposób zostało napisane.
    I żeby nie było tak słodko, to dodam, że osobiście nie podoba mi się to, że Hanabi chce się pozbyć/wkopać blondasa >.> Ale całe szczęście idzie go uratować~! Może niekoniecznie jako bohaterka gnąca poświęcić swe życie ukochanemu, ale zawsze coś :B
    No, to chyba tyle. I dziękuję za dedykację .//x//.

Dodaj komentarz